Witaj
po bardzo długiej przerwie. Prawdopodobnie dzisiaj mija druga rocznica od
założenia bloga. Dziękuję wszystkim, którzy nadal go czytają lub wracają. Z tej
okazji publikuję cztery, długie rozdziały. Do końca sierpnia planuję dodać
jeszcze 2 + sprawdzić wszystkie poprzednie i dodać na wattpada, bo zdaję
sobie sprawę, że czyta się tam łatwiej.
Bez przedłużania - zapraszam do czytania:)
Chwilę
później na salę wprowadzono okapturzoną, niską postać. Jeden
z śmierciożerców zdjął jej kaptur, a drugi podał Hermionie różdżkę.
–
Ginny?!
Czuła
jak jej klatka piersiowa momentalnie przestała się unosić a nogi zaczynały
odmawiać posłuszeństwa. Wiedziała, że to musi być jakiś chory żart; Draco nigdy
nie postawiłby jej w tym miejscu. Nie naraziłby na tak wielkie cierpienie.
Rozejrzała się dookoła siebie i zobaczyła na twarzy ludzi ekscytację.
Czekali aż ’była szlama Pottera’ zabije byłą przyjaciółkę z Gryfiindoru
w imię Czarnego Pana. Szukała pomocy, chciała odrzucić różdżkę, którą
trzymała w dłoniach, lecz najpierw chciała ujrzeć twarz chłopaka. Miała
nadzieje, że wbiegnie tu, zatrzyma ten cały rozpoczęty cyrk, lecz gdy ich
spojrzenia się skrzyżowały, on delikatnie pokiwał głową, by zrobiła to, czego
od niej oczekują. Spojrzała na Rudowłosą, której ręce były skrępowane starym
sznurem. Wierciła się i szarpała, lecz przestała, gdy została kopnięta
w plecy. Leżała bezwładnie, prawie martwa a ona nie wiedziała co
robić. Chciała do niej podbiegnąć, lecz wiedziała, że wtedy narazi jeszcze
więcej osób. Była w pułapce w której nie widziała dobrego rozwiązania.
Voldemort z perfidnym uśmieszkiem obserwował każdy jej ruch, jakby czekał
na moment w którym się złamie i powie, że nie może tego zrobić. Gdy
strażnik zaczął katować Ginny, by podsycić emocję – prawie się rozpłakała.
Pragnęła skrócić cierpienia swojej przyjaciółce, więc spojrzała jeszcze raz na
trzymany w dłoniach patyk i wiedziała, że szybciej wystrzeli klątwę
na siebie niż na Weasley. Przypomniało jej się zaklęcie, które pozwoliłoby
uwolnić Rudowłosą i jednocześnie zranić wszystkich siedzących śmierciożerców.
Wycelowała różdżkę w wiszące na ścianie lustro, by odbić zaklęcie, lecz
gdy usłyszała „Avada Kedavra” wypowiedziane znajomym głosem, upuściła
z rąk patyk. Spojrzała na Dracona, który z obojętną miną właśnie
zabił jej wieloletnią przyjaciółkę. Nie wiedziała gdzie się patrzyć. Na
chłopaka dla którego zabicie Ginny nie było niczym specjalnym czy na
przyjaciółkę, której dusza opuszczała ciało. Ludzie zaczęli klaskać, lecz
Czarny Pan nie wydawał się być zadowolony.
–
Draconie, dlaczego odebrałeś Pannie Granger taką przyjemność?– Ostatnio
nienajlepiej się czuje i myślę, że zabicie tej zdrajczyni krwi, osłabiłoby
jej moce Panie. – Jeśli tak twierdzisz… – Voldemort nie wydał się
przekonany. Od dłuższego czasu miał obawy czy aby jego sekretarz jest mu całkowicie
oddany – W takim razie zapraszamy kolejnych ochotników! Przez ostatni
tydzień nasi łowcy złapali czterech zakładników, więc zabawa jeszcze potrwa!
Wróciła
na miejsce obok Dracona. Od momentu wykrzyknięcia przez niego zaklęcia, nie
wiedziała co się dzieje. Nie spojrzał na nią ani raz. Siedziała na miękkim
krześle zapatrzona w niewidzialny punkt. Nie docierało do niej, że
chłopak, którego obdarzyła uczuciem, zabił jej najlepszą przyjaciółkę. Zabił
osobę z którą jadł codziennie śniadania w Zakonie; z którą
obmyślał strategię działania; z którą często rozmawiał na temat
Quidditcha. Jak on sobie wyobraża powrót do Zakonu i spojrzenie
w oczy Molly i Arturowi? – pytanie kłębiło się w jej myślach.
Wszyscy go znienawidzą a ona nie będzie miała zamiaru im w tym
przeszkodzić. Draco Malfoy najwyraźniej od zawsze wolał zło i żadna osoba
na świecie nie była wstanie tego zmienić.
–
Carrow pozwól na środek. Tobie przypada przyjemność zabicia szlamy Maycher.
Tylko proszę zrób to w bardziej oryginalny sposób niż Dracon. – Riddle
zaśmiał się w najokropniejszy sposób jaki kiedykolwiek słyszała. Nadal nie
docierało do niej, że zobaczy egzekucję dziewczyny z którą przesz sześć
lat chodziła na jeden rok i sporządzała w Zakonie najważniejsze
notatki. Mimo skrajnej rozpaczy jaka pojawiła się w jej sercu
i nienawiści do blondwłosego arystokraty, nie rozumiała dlaczego nie
próbuje ratować ludzi, którzy walczą po dobrej stronie. Czyżby Voldemort
obiecał mu więcej? Stwierdził, że strona Dumbledore’a nie ma prawa wygrać, więc
bezpiecznie zostać przy swojej rodowitej grupie? Nie wiedziała co nim kieruję,
ale wiedziała, że niezależnie co się stanie, zawsze znajdzie się po stronie dobra,
nawet kosztem złamanego serca.
♦♥♦♥♦
–
Nienawidzę cię! – krzyknęła gdy znaleźli się w salonie. – Też ciebie
powinienem nienawidzić, Granger! Przez twoje zawahanie stracę autorytet
u Voldemorta! – poluźnił krawat i podszedł do barku po ognistą. –
Czy ty myślisz, że mogłabym zabić swoją przyjaciółkę tylko, by zachować
pozory?! Kim ty jesteś do cholery, żeby zabić kogoś kto gra do wspólnej bramki?
Może ty już w ogóle nie chcesz, być po tej stronie…
–
Nie chce – warknął – Gdybyś była mądra też byś przejrzała na oczy, że
śmierciożercy zgniotą armie dropsowego dziadka. Nie wiadomo co byśmy próbowali
zrobić, oni są silniejsi. A ja wolę zostać przy życiu niż wąchać piach
w wieku osiemnastu lat!
–
Jesteś potworem… okłamałeś nas wszystkich, oszukałeś mnie…
–
Masz rację i wiesz co? Nie żałuję tego ani trochę! Sam nie wiem czego chce
a wszyscy od ponad roku obarczają mnie zadaniami na śmierć i życie,
a gdy coś mi się nie udaję, wypominają mi to. Przepraszam bardzo, jeśli
cię zawiodłem, ale doskonale wiedziałaś, że nie będę rycerzem na białym koniu.
Znajdź sobie kogoś normalnego a nie socjopatę, który ma miliony
problemów.
–
To koniec – zająknęła się – Spójrz na nas. To zrobiła z nas wojna. Wraki
ludzi. Żegnaj. – wyszeptała i nie spoglądając się za siebie, poszła do
sypialni i spakowała do plecaka wszystkie swoje ubrania. Zakładając szelki
na ramiona, ostatni raz spojrzała na miejsce, gdzie odbyli najwięcej szczerych
rozmów. Przypomniała sobie, że na dole zostawiła swój ulubiony szalik, lecz nie
miała zamiaru po niego schodzić. Wychodząc, jej spojrzenie spoczęło na wspólnym
zdjęciu, zrobionym mugolskim polaroidem. Byli wtedy na łące za pałacem
i wygłupiali się a Rose zrobiła im zdjęcie aparatem, który dostała od
niej na święta. Chciała zabrać to zdjęcie daleko stąd, lecz musiała je odłożyć
i wyjść, by zacząć nowy rozdział swojego życia, bez osoby, która ją
niszczy.
♦♥♦♥♦
Gdy
stanęła przed drzwiami Zakonu, dopiero teraz odczuła co się stało przez cały
dzień. Była świadkiem czterech egzekucji ludzi, których znała a chłopak
zdradził nie tylko ją, ale wszystkich których kochała. Rozpłakała się, stojąc
na ciemnej ulicy Londynu. Chciała przestać histeryzować, by po wejściu nie
martwić innych, lecz nie potrafiła. Cała obojętność poprzednich dni, dała
o sobie znać w tym momencie. Nie miała pojęcia czy Państwo Weasley
już wiedzą o śmierci córki czy będzie musiała im powiedzieć osobiście.
Znienawidzą ją, gdy dowiedzą się, że była w związku z osobą, która
zabiła ich małą księżnczkę. Znienawidzą ją, gdy dowiedzą się, że nic nie
zrobiła, by uchronić ją przed śmiercią. Uspokajając oddech zapukała do drzwi,
które otworzył Ron. Widząc jego twarz, rozpłakała się jeszcze bardziej. On
i Harry też się od niej odwrócą gdy dowiedzą się o Ginny.
–
Miona? Co się stało? – zapytał roztrzęsiony jej wyglądem. Odpowiedziała
żałosnym tonem, by chwilę później upaść na kolana.
–
Przepraszam Ron! Tak bardzo przepraszam – łkała poczym zakryła rękawem twarz. –
To moja wina, wybacz mi. – Próbowała wziąć głęboki oddech, lecz na próżno.
Rudowłosy od razu podniósł ją i przełożył jej ramię przez swoje, by
spokojnie, bez żadnych upadków mogła dojść do salonu. Gdy widział, że pod
wpływem rumiankowej herbaty choć trochę się uspokaja, usiadł kogo niej
i odgarnął, zmoczone przez łzy kosmyki za ucho.
–
Co się wydarzyło?
–
Malfoy zabił Ginny – znów wpadła w histerię i zaczęła trząść się na
boki – a ja nic nie zrobiłam.
–
Herm… ale ona jest na górze u siebie w pokoju. O czym ty mówisz?
–
Widziałam jak umierała, Ron! Nie jestem szalona!
–
Poczekaj – zdezorientowany poklepał ją po ramieniu – Ginny! Zejdź na dół! –
krzyknął najgłośniej jak się da. Po chwili w salonie pojawiła sie cała
i zdrowa Weasley, która zaniepokojona spoglądała na zapłakaną
przyjaciółkę.
–
Miona – podbiegła Wiewiórka – co się dzieje? Malfoy ci coś zrobił? Jeśli tak to
gorzko tego pożałuje… – wysyczała wrogo.
–
Ja… Ja myślałam, że nie żyjesz. Że on cię zabił…
–
Jak widać jestem cała – zamyśliła się – Ale dlaczego ktoś chciał sprawić, byś
myślała, że Malfoy mnie uśmierca?
–
Nie mam zielonego pojęcia – jej kąciki ust drgnęły lekko. Najcięższy kamień
spadł jej z serca.
Siedziała
przy kominku przy Ginny opowiadając jej o ostatnich przeżyciach
a Ruda co jakiś czas zasłaniała twarz z emocji. Gdy ciemnowłosa
skończyła mówić o ostatnim bankiecie, do salonu wszedł Ron, Artur, Lupin
i Harry, który od razu podszedł przytulić Hermionę.
–
Ron już nam opowiedział co się wydarzyło, ale nie wiemy do końca, dlaczego ktoś
upozorował, że zakładnikiem jest Ginny. Wiadome jest jedynie, że Malfoy
o tym doskonale wiedział, bo inaczej by jej nie zabił. – oznajmił Lupin
siadając na fotelu naprzeciwko.
–
On już nie chce być po naszej stronie. – Jak to? – spytała w tym
samym czasie cała piątka.
–
Jest rozchwiany emocjonalnie. Uważa, że śmieriożercy mają przewagę, więc
bezpieczniej jest mu przy nich.
–
Zdrajca – fuknęła Weasley, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi.
–
Myślisz, że to chwilowe zachwianie czy podjął ostateczny wybór co do stron?
–
Myślę, że obecnie jest niezrównoważony i zdolny do wszystkiego. Wezwijcie
lepiej Snape’a, on wie najlepiej. Może on nie dopuści, żeby Malfoy zdradził
informację o Zakonie.
–
Racja – przytaknął Artur i od tego momentu zaczął się chaos
i zamieszanie.
♦♥♦♥♦
Minęły
trzy tygodnie odkąd przebywała w Zakonie. Dla jej własnego dobra, Harry
postarał się, żeby została odcięta od wszelkich, nowych informacji. Wiedziała
jedynie, że nawet Severus nie jest w stanie zapanować nad młodym
Malfoy’em, który często zaczął być widywany z ojcem. Podobno Draco niczym jedenastolatek
słucha się Lucjusza, którego stan materialny zauważalnie się poprawił odkąd
nawiązał kontakt z synem. Ron w tajemnicy przed Harrym, wyznał jej,
że blondyn urwał kontakt z Zakonem, przez co każdy jest spanikowany
możliwością wypłynięcia ważnych informacji. Snape powoli też się poddawał,
ponieważ do Malfoy’a nie docierała żadna uwaga. Wszystko odbierał
z obojętnością a na wszystkie wzmianki o Zakonie lub Hermionie
odpowiadał, że to już przeszłość. Nawet Rose nie była w stanie przemówić
mu do rozsądku, a jego chore zachowania sprawiły, że kobieta, która
kochała go najbardziej, przestała się nim interesować. Nie współczuła mu
w żaden możliwy sposób, a informację, że kolejne osoby się od niego
odsuwają, sprawiały jej satysfakcję. Miał wszystko, czego podczas wojny nie
mieli inni; dostatek, miłość, zaufanych ludzi, którzy oddaliby za niego życie,
pieniądze. Jednak jemu było mało. Postawił na złą kartę, raniąc przy tym ludzi,
którzy kochali go bez względu na wszystko a teraz odczuwa konsekwencję.
Po
kilkunastu dniach zajmowania się wyłącznie papierkową robotą, zmartwiony Harry,
pozwolił jej dołączyć do cotygodniowych obrad podczas, których najistotniejsi
członkowie dyskutowali o najbliższych planach. Wszyscy usiedli przy stole
a Pani Weasley nalewała każdemu herbaty.
–
Kolejna misja będzie pod Dublinem. Snape poinformował nas, że jutro
w okolicach trzynastej, trójka śmierciożerców ma się zgłosić do starego
sklepu odebrać składniki do eliksirów. Nie wykluczone, że zdają sobie sprawę
z naszego podstępu, dlatego misja jest niebezpieczna. Ktoś zgłasza się na
ochotnika? – zapytał Remus po zaprezentowaniu wszelkich informacji. –
Opuść rękę Hermiona – powiedział Harry kilka sekund przed tym, zanim ręka
brunetki rzeczywiście uniosła się ku górze.
–
Daj spokój, nie możesz jej tutaj wiecznie trzymać – westchnął Ron – Niech
jedzie. Zna więcej zaklęć obronnych niż my wszyscy razem wzięci.
–
Dokładnie – przytaknęła – Harry, ze mną jest naprawdę wszystko w porządku.
Nic mi się nie stanie. – zapewniła z pół-uśmiechem na twarzy.
–
No dobrze, pojedziesz, ale masz uważać. Potrzebujemy jeszcze trzy osoby. Tonks,
Ron, Fred?
–
Ja nie mogę – odpowiedział bliźniak – na ostatniej misji zraniłem swoją nogę
i nieco kuleję.
–
W porządku. W takim razie cię zastąpię. Pamiętajcie wszyscy; jutro o dwunastej
pięćdziesiąt przy kominku w pełnej gotowości. Każdy ma mieć sprawną
różdżkę i pył zasłonowy. – podsumował Wybraniec po czym wszyscy się
rozeszli. Była podekscytowana, że wreszcie weźmie udział w czymś ważnym.
Papierkowa robota nie służyła jej dobrze. Była Gryfonką z krwi
i kości, dlatego potrzebowała w swojej krwi nieco adrenaliny.
Stała
przy kominku już piętnaście minut wcześniej od ustalonego czasu. Całą noc nie
mogła zasnąć, ponieważ przypływ nagłej ekscytacji spowodował, że niemożliwe
stało się zamknięcie oczu na dłużej niż pięć sekund. Uzbrojona i pełna
energii czekała, aż reszta wybranych zgromadzi się w salonie. Cieszyła
się, że po tylu miesiącach ciągłej monotonii, wreszcie zrobi coś
pożytecznego.
–
Jesteś pewna? – spytał Harry kiedy w dłoniach trzymali proszek Fiuu, by
zaraz się przenieść na przedmieścia Dublinu. – Jak nigdy! – uśmiechnęła
się, by chwilę potem poczuć jak jej ciało przemieszcza się w dziwnej
otchłani.
Wylądowali
na brukowanej ulicy, która wyglądała na podejrzaną. Wszystkie sklepy, które się
tu znajdowały były pozamykane, a okna w domach – powybijane.
Przemieszczali się w parach aby mieć największy kąt widzenia w razie
ataku. Harry prowadził ich przez kilka minut, aż dotarli do starego budynku, który
był w jeszcze gorszym stanie niż mijane wcześniej budynki. Weszli do
środka i ukryli się za starymi, drewnianymi kredensami stojącymi
w rogu pomieszczenia. Mieli jeszcze kilkanaście minut zanim przybędą
śmierciożercy. Harry przypomniał wszystkim o zasadach bezpieczeństwa, by
nikt nie został za bardzo ranny oraz o tym, że ich zadaniem nie jest
zabić, lecz pokonać. Po kwadransie usłyszeli jak ktoś wyważa zaklęciem drzwi,
a następnie zauważyli trzech śmierciożerców w maskach. Zakapturzone
postacie rozejrzały się dookoła szukając składników. Gdy Harry pokazał kciuk,
wyszli z ukrycia, tuż na przeciwko wrogom.
–
Rictusempra! – krzyknęła Tonks atakując anonima.
–
Protego!
–
Expulso – wycelowała różdżką Hermiona w najwyższego mężczyznę. Ukrywała
się za zniszczoną komodą razem z Ronem.
–
Ty zajmij się tym w dłuższej szacie a ja w tym drugim, okej? –
zapytał Rudowłosy, co chwila wychylając się zza mebla.
–
Okej – bąknęła, wybiegając za regału – Empelius – rzuciła urok, a jej
przeciwnika rzuciło na ścianę. Podbiegła do niego i wycelowała różdżkę
prosto w krtań i jeździła tak długo aż znalazła idealny punkt, by się
wbić. Poczuła niezdrową satysfakcję z faktu, że pokonała śmierciożerce.
Podczas licznych upokorzeń z ich strony, czekała na moment kiedy to ona
będzie górą a oni będą skazani na jej litość. Wsadziła różdżkę tak
głęboko, że dopiero krzyk Harrego przypomniał jej, że musi się opamiętać.
Widziała jak oczy śmierciożercy wyrażają ból i poddanie. Były dziwnie
znajome, lecz te, o których myślała, nigdy nie wyrażały takich emocji. Gdy
usłyszała głosy innych z pomieszczenia obok, że pokonali pozostałą dwójkę,
pozwoliła, by nieprzytomne ciało śmierciożercy osunęło się na podłogę.
Sprawdziła kieszenie szaty, by upewnić się czy przypadkiem nie posiada jakiś
istotnych rzeczy. Wyciągnęła mały notes, klucz i skrawek kobiecej apaszki.
Gdy upewniła się, że reszta przeszukuje pokonanych za ścianą, zdjęła maskę.
Przyłożyła dłoń do ust, by nie wydać żadnego podejrzanego dźwięku, który mógłby
sprowadzić tutaj innych. Draco Malfoy leżał nieprzytomny i pokonany na
ziemi tuż obok jej stóp. Szybko zasłoniła twarz maską i wyszła
z pokoju, udając, że właśnie nic się nie stało.
– Miał coś przy sobie? – zapytał Ron podchodząc bliżej.
–
Tylko jakiś klucz i kawałek materiału – odpowiedziała, upewniając się, że
zabrany notes na pewno nie wypadnie z jej wewnętrznej kieszeni.
–
Sprawdzałaś kto to był?
–
Tak, nikt kogo znamy.
–
Może ja jeszcze zobaczę zanim stąd wyjdziemy – zaoferowała Tonks, kierując się
do pokoju gdzie leżało nieprzytomna ciało Malfoy’a.
–
Nie – zaprotestowała ostro – To na nic. Nie ma pulsu, mój urok był za mocny.
Zostawmy lepiej to ciało i wynośmy się stąd.
–
Zaraz zjawią się przez namiar inni śmierciożercy i wtedy sobie nie
poradzimy. Niech każdy z was weźmie proszek i teleportuje się do
Zakonu – rozkazał Harry z niezbyt zadowoloną miną.
Gdy
wrócili do Zakonu, Pani Weasley od razu zawołała ich na kolację. Usiedli
i wyczerpani delektowali się każdą zjedzoną kromką chleba. Musiała
przyznać, że jedzenie tutaj nawet trochę nie dorównywało temu w Malfoy
Manor, ale nie mogła narzekać. Wszyscy starali się jak mogli, by utrzymać
stowarzyszenie na dobrym poziomie. Podczas tej wojny było trudniej, bo
większość czarodziejów czystej krwi obrała ciemną stronę. Voldemort zaszczepił
w ludziach strach, że nie odważyli się przeciwstawić. Z miesiąca na
miesiąc było trudniej, ponieważ Riddle przekupił największych strategów
w całym czarodziejskim świecie. Zakon faktycznie miał powód do obaw, lecz
nikt nie myślał w ten sposób. Dopóki ich nogi nie odmawiają posłuszeństwa
a różdżki są sprawne, będą chcieli walczyć aż po raz drugi pokonają
największego czarnoksiężnika wszechczasów.
♦♥♦♥♦
Siedziała
przy kominku z podkurczonymi nogami. Dzisiejsze spotkanie wywołało
u niej tornado emocji. Żałowała, że walczył po przeciwnej stronie. Po
wszystkich wspólnych chwilach, była zmuszona go zranić. Ciekawiło, ją co
pomyślał, gdy zobaczył, że to właśnie ona wbija mu różdżkę w krtań. Że po
tych wszystkich gorzkich słowach i zwątpieniu w Zakon to w jej
rękach było jego życie. Gdy zmieniła pozycję, poczuła, że w kieszeni nadal
ma notatnik. Zawahała się czy chce go zobaczyć, lecz w końcu go otworzyła.
„Aliex Rossier — 089-435-467 √
Anabell Eis —
392-536- 938 √
Bella Eastwod — 491-836-274 √
Marcelle Endli — 839-923-653 √
Mary Watson — 697-395-264 √ „
Przewinęła
kartkę na kolejną stronę. Nie miała ochoty nawet domyślać się, co oznaczają te
odhaczenia przy telefonach jakiś kobiet. A gdy myśli same się
wyolbrzymiły, żałowała, że nie użyła mocniejszej klątwy.
„Hermiona, czuję, że powinienem…”
Przeczytała
to zdanie jeszcze kilkanaście razy, aż dotarło do niej, że to początek listu.
Nie wiedziała, dlaczego chciał do niej napisać. Miała dość ciągłego martwienia
się i zamyślania co zrobi. Dzisiaj udowodnił jaką stronę wybrał.
Niezależnie od tego co się wydarzy, w jej sercu nie ma miejsca na
śmierciożerce. Bynajmniej będzie się starać aby nie było.
Wychodząc
z salonu wrzuciła notatnik do kominka nawet nie patrząc jak ogień trawi
papier.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz