czwartek, 4 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 23.

Witaj po bardzo długiej przerwie. Prawdopodobnie dzisiaj mija druga rocznica od założenia bloga. Dziękuję wszystkim, którzy nadal go czytają lub wracają. Z tej okazji publikuję cztery, długie rozdziały. Do końca sierpnia planuję dodać jeszcze 2 + sprawdzić wszystkie poprzednie i dodać na wattpada, bo zdaję sobie sprawę, że czyta się tam łatwiej. 
Bez przedłużania - zapraszam do czytania:)


Chwilę później na salę wprowadzono okapturzoną, niską postać. Jeden z śmierciożerców zdjął jej kaptur, a drugi podał Hermionie różdżkę.

– Ginny?!

Czuła jak jej klatka piersiowa momentalnie przestała się unosić a nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Wiedziała, że to musi być jakiś chory żart; Draco nigdy nie postawiłby jej w tym miejscu. Nie naraziłby na tak wielkie cierpienie. Rozejrzała się dookoła siebie i zobaczyła na twarzy ludzi ekscytację. Czekali aż ’była szlama Pottera’ zabije byłą przyjaciółkę z Gryfiindoru w imię Czarnego Pana. Szukała pomocy, chciała odrzucić różdżkę, którą trzymała w dłoniach, lecz najpierw chciała ujrzeć twarz chłopaka. Miała nadzieje, że wbiegnie tu, zatrzyma ten cały rozpoczęty cyrk, lecz gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, on delikatnie pokiwał głową, by zrobiła to, czego od niej oczekują. Spojrzała na Rudowłosą, której ręce były skrępowane starym sznurem. Wierciła się i szarpała, lecz przestała, gdy została kopnięta w plecy. Leżała bezwładnie, prawie martwa a ona nie wiedziała co robić. Chciała do niej podbiegnąć, lecz wiedziała, że wtedy narazi jeszcze więcej osób. Była w pułapce w której nie widziała dobrego rozwiązania. Voldemort z perfidnym uśmieszkiem obserwował każdy jej ruch, jakby czekał na moment w którym się złamie i powie, że nie może tego zrobić. Gdy strażnik zaczął katować Ginny, by podsycić emocję – prawie się rozpłakała. Pragnęła skrócić cierpienia swojej przyjaciółce, więc spojrzała jeszcze raz na trzymany w dłoniach patyk i wiedziała, że szybciej wystrzeli klątwę na siebie niż na Weasley. Przypomniało jej się zaklęcie, które pozwoliłoby uwolnić Rudowłosą i jednocześnie zranić wszystkich siedzących śmierciożerców. Wycelowała różdżkę w wiszące na ścianie lustro, by odbić zaklęcie, lecz gdy usłyszała „Avada Kedavra” wypowiedziane znajomym głosem, upuściła z rąk patyk. Spojrzała na Dracona, który z obojętną miną właśnie zabił jej wieloletnią przyjaciółkę. Nie wiedziała gdzie się patrzyć. Na chłopaka dla którego zabicie Ginny nie było niczym specjalnym czy na przyjaciółkę, której dusza opuszczała ciało. Ludzie zaczęli klaskać, lecz Czarny Pan nie wydawał się być zadowolony.

– Draconie, dlaczego odebrałeś Pannie Granger taką przyjemność?– Ostatnio nienajlepiej się czuje i myślę, że zabicie tej zdrajczyni krwi, osłabiłoby jej moce Panie. – Jeśli tak twierdzisz… – Voldemort nie wydał się przekonany. Od dłuższego czasu miał obawy czy aby jego sekretarz jest mu całkowicie oddany – W takim razie zapraszamy kolejnych ochotników! Przez ostatni tydzień nasi łowcy złapali czterech zakładników, więc zabawa jeszcze potrwa!


Wróciła na miejsce obok Dracona. Od momentu wykrzyknięcia przez niego zaklęcia, nie wiedziała co się dzieje. Nie spojrzał na nią ani raz. Siedziała na miękkim krześle zapatrzona w niewidzialny punkt. Nie docierało do niej, że chłopak, którego obdarzyła uczuciem, zabił jej najlepszą przyjaciółkę. Zabił osobę z którą jadł codziennie śniadania w Zakonie; z którą obmyślał strategię działania; z którą często rozmawiał na temat Quidditcha. Jak on sobie wyobraża powrót do Zakonu i spojrzenie w oczy Molly i Arturowi? – pytanie kłębiło się w jej myślach. Wszyscy go znienawidzą a ona nie będzie miała zamiaru im w tym przeszkodzić. Draco Malfoy najwyraźniej od zawsze wolał zło i żadna osoba na świecie nie była wstanie tego zmienić.

– Carrow pozwól na środek. Tobie przypada przyjemność zabicia szlamy Maycher. Tylko proszę zrób to w bardziej oryginalny sposób niż Dracon. – Riddle zaśmiał się w najokropniejszy sposób jaki kiedykolwiek słyszała. Nadal nie docierało do niej, że zobaczy egzekucję dziewczyny z którą przesz sześć lat chodziła na jeden rok i sporządzała w Zakonie najważniejsze notatki. Mimo skrajnej rozpaczy jaka pojawiła się w jej sercu i nienawiści do blondwłosego arystokraty, nie rozumiała dlaczego nie próbuje ratować ludzi, którzy walczą po dobrej stronie. Czyżby Voldemort obiecał mu więcej? Stwierdził, że strona Dumbledore’a nie ma prawa wygrać, więc bezpiecznie zostać przy swojej rodowitej grupie? Nie wiedziała co nim kieruję, ale wiedziała, że niezależnie co się stanie, zawsze znajdzie się po stronie dobra, nawet kosztem złamanego serca.
♦♥♦♥♦

– Nienawidzę cię! – krzyknęła gdy znaleźli się w salonie. – Też ciebie powinienem nienawidzić, Granger! Przez twoje zawahanie stracę autorytet u Voldemorta! – poluźnił krawat i podszedł do barku po ognistą. – Czy ty myślisz, że mogłabym zabić swoją przyjaciółkę tylko, by zachować pozory?! Kim ty jesteś do cholery, żeby zabić kogoś kto gra do wspólnej bramki? Może ty już w ogóle nie chcesz, być po tej stronie…

– Nie chce – warknął – Gdybyś była mądra też byś przejrzała na oczy, że śmierciożercy zgniotą armie dropsowego dziadka. Nie wiadomo co byśmy próbowali zrobić, oni są silniejsi. A ja wolę zostać przy życiu niż wąchać piach w wieku osiemnastu lat!
– Jesteś potworem… okłamałeś nas wszystkich, oszukałeś mnie…
– Masz rację i wiesz co? Nie żałuję tego ani trochę! Sam nie wiem czego chce a wszyscy od ponad roku obarczają mnie zadaniami na śmierć i życie, a gdy coś mi się nie udaję, wypominają mi to. Przepraszam bardzo, jeśli cię zawiodłem, ale doskonale wiedziałaś, że nie będę rycerzem na białym koniu. Znajdź sobie kogoś normalnego a nie socjopatę, który ma miliony problemów. 
– To koniec – zająknęła się – Spójrz na nas. To zrobiła z nas wojna. Wraki ludzi. Żegnaj. – wyszeptała i nie spoglądając się za siebie, poszła do sypialni i spakowała do plecaka wszystkie swoje ubrania. Zakładając szelki na ramiona, ostatni raz spojrzała na miejsce, gdzie odbyli najwięcej szczerych rozmów. Przypomniała sobie, że na dole zostawiła swój ulubiony szalik, lecz nie miała zamiaru po niego schodzić. Wychodząc, jej spojrzenie spoczęło na wspólnym zdjęciu, zrobionym mugolskim polaroidem. Byli wtedy na łące za pałacem i wygłupiali się a Rose zrobiła im zdjęcie aparatem, który dostała od niej na święta. Chciała zabrać to zdjęcie daleko stąd, lecz musiała je odłożyć i wyjść, by zacząć nowy rozdział swojego życia, bez osoby, która ją niszczy.

♦♥♦♥♦

Gdy stanęła przed drzwiami Zakonu, dopiero teraz odczuła co się stało przez cały dzień. Była świadkiem czterech egzekucji ludzi, których znała a chłopak zdradził nie tylko ją, ale wszystkich których kochała. Rozpłakała się, stojąc na ciemnej ulicy Londynu. Chciała przestać histeryzować, by po wejściu nie martwić innych, lecz nie potrafiła. Cała obojętność poprzednich dni, dała o sobie znać w tym momencie. Nie miała pojęcia czy Państwo Weasley już wiedzą o śmierci córki czy będzie musiała im powiedzieć osobiście. Znienawidzą ją, gdy dowiedzą się, że była w związku z osobą, która zabiła ich małą księżnczkę. Znienawidzą ją, gdy dowiedzą się, że nic nie zrobiła, by uchronić ją przed śmiercią. Uspokajając oddech zapukała do drzwi, które otworzył Ron. Widząc jego twarz, rozpłakała się jeszcze bardziej. On i Harry też się od niej odwrócą gdy dowiedzą się o Ginny.
– Miona? Co się stało? – zapytał roztrzęsiony jej wyglądem. Odpowiedziała żałosnym tonem, by chwilę później upaść na kolana. 
– Przepraszam Ron! Tak bardzo przepraszam – łkała poczym zakryła rękawem twarz. – To moja wina, wybacz mi. – Próbowała wziąć głęboki oddech, lecz na próżno. Rudowłosy od razu podniósł ją i przełożył jej ramię przez swoje, by spokojnie, bez żadnych upadków mogła dojść do salonu. Gdy widział, że pod wpływem rumiankowej herbaty choć trochę się uspokaja, usiadł kogo niej i odgarnął, zmoczone przez łzy kosmyki za ucho. 
– Co się wydarzyło?
– Malfoy zabił Ginny – znów wpadła w histerię i zaczęła trząść się na boki – a ja nic nie zrobiłam. 
– Herm… ale ona jest na górze u siebie w pokoju. O czym ty mówisz?
– Widziałam jak umierała, Ron! Nie jestem szalona!
– Poczekaj – zdezorientowany poklepał ją po ramieniu – Ginny! Zejdź na dół! – krzyknął najgłośniej jak się da. Po chwili w salonie pojawiła sie cała i zdrowa Weasley, która zaniepokojona spoglądała na zapłakaną przyjaciółkę. 
– Miona – podbiegła Wiewiórka – co się dzieje? Malfoy ci coś zrobił? Jeśli tak to gorzko tego pożałuje… – wysyczała wrogo. 
– Ja… Ja myślałam, że nie żyjesz. Że on cię zabił…
– Jak widać jestem cała – zamyśliła się – Ale dlaczego ktoś chciał sprawić, byś myślała, że Malfoy mnie uśmierca?
– Nie mam zielonego pojęcia – jej kąciki ust drgnęły lekko. Najcięższy kamień spadł jej z serca. 



Siedziała przy kominku przy Ginny opowiadając jej o ostatnich przeżyciach a Ruda co jakiś czas zasłaniała twarz z emocji. Gdy ciemnowłosa skończyła mówić o ostatnim bankiecie, do salonu wszedł Ron, Artur, Lupin i Harry, który od razu podszedł przytulić Hermionę.
– Ron już nam opowiedział co się wydarzyło, ale nie wiemy do końca, dlaczego ktoś upozorował, że zakładnikiem jest Ginny. Wiadome jest jedynie, że Malfoy o tym doskonale wiedział, bo inaczej by jej nie zabił. – oznajmił Lupin siadając na fotelu naprzeciwko. 

– On już nie chce być po naszej stronie. – Jak to? – spytała w tym samym czasie cała piątka. 

– Jest rozchwiany emocjonalnie. Uważa, że śmieriożercy mają przewagę, więc bezpieczniej jest mu przy nich. 
– Zdrajca – fuknęła Weasley, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi. 
– Myślisz, że to chwilowe zachwianie czy podjął ostateczny wybór co do stron?
– Myślę, że obecnie jest niezrównoważony i zdolny do wszystkiego. Wezwijcie lepiej Snape’a, on wie najlepiej. Może on nie dopuści, żeby Malfoy zdradził informację o Zakonie. 
– Racja – przytaknął Artur i od tego momentu zaczął się chaos i zamieszanie.

♦♥♦♥♦

Minęły trzy tygodnie odkąd przebywała w Zakonie. Dla jej własnego dobra, Harry postarał się, żeby została odcięta od wszelkich, nowych informacji. Wiedziała jedynie, że nawet Severus nie jest w stanie zapanować nad młodym Malfoy’em, który często zaczął być widywany z ojcem. Podobno Draco niczym jedenastolatek słucha się Lucjusza, którego stan materialny zauważalnie się poprawił odkąd nawiązał kontakt z synem. Ron w tajemnicy przed Harrym, wyznał jej, że blondyn urwał kontakt z Zakonem, przez co każdy jest spanikowany możliwością wypłynięcia ważnych informacji. Snape powoli też się poddawał, ponieważ do Malfoy’a nie docierała żadna uwaga. Wszystko odbierał z obojętnością a na wszystkie wzmianki o Zakonie lub Hermionie odpowiadał, że to już przeszłość. Nawet Rose nie była w stanie przemówić mu do rozsądku, a jego chore zachowania sprawiły, że kobieta, która kochała go najbardziej, przestała się nim interesować. Nie współczuła mu w żaden możliwy sposób, a informację, że kolejne osoby się od niego odsuwają, sprawiały jej satysfakcję. Miał wszystko, czego podczas wojny nie mieli inni; dostatek, miłość, zaufanych ludzi, którzy oddaliby za niego życie, pieniądze. Jednak jemu było mało. Postawił na złą kartę, raniąc przy tym ludzi, którzy kochali go bez względu na wszystko a teraz odczuwa konsekwencję.

Po kilkunastu dniach zajmowania się wyłącznie papierkową robotą, zmartwiony Harry, pozwolił jej dołączyć do cotygodniowych obrad podczas, których najistotniejsi członkowie dyskutowali o najbliższych planach. Wszyscy usiedli przy stole a Pani Weasley nalewała każdemu herbaty. 

– Kolejna misja będzie pod Dublinem. Snape poinformował nas, że jutro w okolicach trzynastej, trójka śmierciożerców ma się zgłosić do starego sklepu odebrać składniki do eliksirów. Nie wykluczone, że zdają sobie sprawę z naszego podstępu, dlatego misja jest niebezpieczna. Ktoś zgłasza się na ochotnika? – zapytał Remus po zaprezentowaniu wszelkich informacji. – Opuść rękę Hermiona – powiedział Harry kilka sekund przed tym, zanim ręka brunetki rzeczywiście uniosła się ku górze. 

– Daj spokój, nie możesz jej tutaj wiecznie trzymać – westchnął Ron – Niech jedzie. Zna więcej zaklęć obronnych niż my wszyscy razem wzięci. 
– Dokładnie – przytaknęła – Harry, ze mną jest naprawdę wszystko w porządku. Nic mi się nie stanie. – zapewniła z pół-uśmiechem na twarzy. 
– No dobrze, pojedziesz, ale masz uważać. Potrzebujemy jeszcze trzy osoby. Tonks, Ron, Fred?
– Ja nie mogę – odpowiedział bliźniak – na ostatniej misji zraniłem swoją nogę i nieco kuleję. 
– W porządku. W takim razie cię zastąpię. Pamiętajcie wszyscy; jutro o dwunastej pięćdziesiąt przy kominku w pełnej gotowości. Każdy ma mieć sprawną różdżkę i pył zasłonowy. – podsumował Wybraniec po czym wszyscy się rozeszli. Była podekscytowana, że wreszcie weźmie udział w czymś ważnym. Papierkowa robota nie służyła jej dobrze. Była Gryfonką z krwi i kości, dlatego potrzebowała w swojej krwi nieco adrenaliny.

Stała przy kominku już piętnaście minut wcześniej od ustalonego czasu. Całą noc nie mogła zasnąć, ponieważ przypływ nagłej ekscytacji spowodował, że niemożliwe stało się zamknięcie oczu na dłużej niż pięć sekund. Uzbrojona i pełna energii czekała, aż reszta wybranych zgromadzi się w salonie. Cieszyła się, że po tylu miesiącach ciągłej monotonii, wreszcie zrobi coś pożytecznego. 

– Jesteś pewna? – spytał Harry kiedy w dłoniach trzymali proszek Fiuu, by zaraz się przenieść na przedmieścia Dublinu. – Jak nigdy! – uśmiechnęła się, by chwilę potem poczuć jak jej ciało przemieszcza się w dziwnej otchłani.

Wylądowali na brukowanej ulicy, która wyglądała na podejrzaną. Wszystkie sklepy, które się tu znajdowały były pozamykane, a okna w domach – powybijane. Przemieszczali się w parach aby mieć największy kąt widzenia w razie ataku. Harry prowadził ich przez kilka minut, aż dotarli do starego budynku, który był w jeszcze gorszym stanie niż mijane wcześniej budynki. Weszli do środka i ukryli się za starymi, drewnianymi kredensami stojącymi w rogu pomieszczenia. Mieli jeszcze kilkanaście minut zanim przybędą śmierciożercy. Harry przypomniał wszystkim o zasadach bezpieczeństwa, by nikt nie został za bardzo ranny oraz o tym, że ich zadaniem nie jest zabić, lecz pokonać. Po kwadransie usłyszeli jak ktoś wyważa zaklęciem drzwi, a następnie zauważyli trzech śmierciożerców w maskach. Zakapturzone postacie rozejrzały się dookoła szukając składników. Gdy Harry pokazał kciuk, wyszli z ukrycia, tuż na przeciwko wrogom. 
– Rictusempra! – krzyknęła Tonks atakując anonima. 
– Protego!
– Expulso – wycelowała różdżką Hermiona w najwyższego mężczyznę. Ukrywała się za zniszczoną komodą razem z Ronem. 
– Ty zajmij się tym w dłuższej szacie a ja w tym drugim, okej? – zapytał Rudowłosy, co chwila wychylając się zza mebla. 
– Okej – bąknęła, wybiegając za regału – Empelius – rzuciła urok, a jej przeciwnika rzuciło na ścianę. Podbiegła do niego i wycelowała różdżkę prosto w krtań i jeździła tak długo aż znalazła idealny punkt, by się wbić. Poczuła niezdrową satysfakcję z faktu, że pokonała śmierciożerce. Podczas licznych upokorzeń z ich strony, czekała na moment kiedy to ona będzie górą a oni będą skazani na jej litość. Wsadziła różdżkę tak głęboko, że dopiero krzyk Harrego przypomniał jej, że musi się opamiętać. Widziała jak oczy śmierciożercy wyrażają ból i poddanie. Były dziwnie znajome, lecz te, o których myślała, nigdy nie wyrażały takich emocji. Gdy usłyszała głosy innych z pomieszczenia obok, że pokonali pozostałą dwójkę, pozwoliła, by nieprzytomne ciało śmierciożercy osunęło się na podłogę. Sprawdziła kieszenie szaty, by upewnić się czy przypadkiem nie posiada jakiś istotnych rzeczy. Wyciągnęła mały notes, klucz i skrawek kobiecej apaszki. Gdy upewniła się, że reszta przeszukuje pokonanych za ścianą, zdjęła maskę. Przyłożyła dłoń do ust, by nie wydać żadnego podejrzanego dźwięku, który mógłby sprowadzić tutaj innych. Draco Malfoy leżał nieprzytomny i pokonany na ziemi tuż obok jej stóp. Szybko zasłoniła twarz maską i wyszła z pokoju, udając, że właśnie nic się nie stało. 

– Miał coś przy sobie? – zapytał Ron podchodząc bliżej. 
– Tylko jakiś klucz i kawałek materiału – odpowiedziała, upewniając się, że zabrany notes na pewno nie wypadnie z jej wewnętrznej kieszeni. 
– Sprawdzałaś kto to był?
– Tak, nikt kogo znamy. 
– Może ja jeszcze zobaczę zanim stąd wyjdziemy – zaoferowała Tonks, kierując się do pokoju gdzie leżało nieprzytomna ciało Malfoy’a. 
– Nie – zaprotestowała ostro – To na nic. Nie ma pulsu, mój urok był za mocny. Zostawmy lepiej to ciało i wynośmy się stąd. 
– Zaraz zjawią się przez namiar inni śmierciożercy i wtedy sobie nie poradzimy. Niech każdy z was weźmie proszek i teleportuje się do Zakonu – rozkazał Harry z niezbyt zadowoloną miną. 


Gdy wrócili do Zakonu, Pani Weasley od razu zawołała ich na kolację. Usiedli i wyczerpani delektowali się każdą zjedzoną kromką chleba. Musiała przyznać, że jedzenie tutaj nawet trochę nie dorównywało temu w Malfoy Manor, ale nie mogła narzekać. Wszyscy starali się jak mogli, by utrzymać stowarzyszenie na dobrym poziomie. Podczas tej wojny było trudniej, bo większość czarodziejów czystej krwi obrała ciemną stronę. Voldemort zaszczepił w ludziach strach, że nie odważyli się przeciwstawić. Z miesiąca na miesiąc było trudniej, ponieważ Riddle przekupił największych strategów w całym czarodziejskim świecie. Zakon faktycznie miał powód do obaw, lecz nikt nie myślał w ten sposób. Dopóki ich nogi nie odmawiają posłuszeństwa a różdżki są sprawne, będą chcieli walczyć aż po raz drugi pokonają największego czarnoksiężnika wszechczasów.


♦♥♦♥♦

Siedziała przy kominku z podkurczonymi nogami. Dzisiejsze spotkanie wywołało u niej tornado emocji. Żałowała, że walczył po przeciwnej stronie. Po wszystkich wspólnych chwilach, była zmuszona go zranić. Ciekawiło, ją co pomyślał, gdy zobaczył, że to właśnie ona wbija mu różdżkę w krtań. Że po tych wszystkich gorzkich słowach i zwątpieniu w Zakon to w jej rękach było jego życie. Gdy zmieniła pozycję, poczuła, że w kieszeni nadal ma notatnik. Zawahała się czy chce go zobaczyć, lecz w końcu go otworzyła.

„Aliex Rossier — 089-435-467 
   Anabell Eis      — 392-536- 938 
 Bella Eastwod — 491-836-274 
 Marcelle Endli — 839-923-653 
   Mary Watson  — 697-395-264 √ 

Przewinęła kartkę na kolejną stronę. Nie miała ochoty nawet domyślać się, co oznaczają te odhaczenia przy telefonach jakiś kobiet. A gdy myśli same się wyolbrzymiły, żałowała, że nie użyła mocniejszej klątwy.

„Hermiona, czuję, że powinienem…”

Przeczytała to zdanie jeszcze kilkanaście razy, aż dotarło do niej, że to początek listu. Nie wiedziała, dlaczego chciał do niej napisać. Miała dość ciągłego martwienia się i zamyślania co zrobi. Dzisiaj udowodnił jaką stronę wybrał. Niezależnie od tego co się wydarzy, w jej sercu nie ma miejsca na śmierciożerce. Bynajmniej będzie się starać aby nie było.

Wychodząc z salonu wrzuciła notatnik do kominka nawet nie patrząc jak ogień trawi papier.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz