Witaj po bardzo długiej przerwie. Prawdopodobnie
dzisiaj mija druga rocznica od założenia bloga. Dziękuję wszystkim, którzy
nadal go czytają lub wracają. Z tej okazji publikuję cztery, długie rozdziały.
Do końca sierpnia planuję dodać jeszcze 2 + sprawdzić wszystkie poprzednie
i dodać na wattpada, bo zdaję sobie sprawę, że czyta się tam łatwiej. Niektóre wyrazy są z myślnikami i niestety nie wiedziałam jak to naprawić. Spróbuję coś z tym zrobić, gdy wrócę z wakacji. Jedynie mam nadzieje, że uniemożliwi to czytania.
Bez przedłużania -
zapraszam do czytania:)
♦♥♦♥♦
Jej serce zatrzymało się, by chwilę potem bić
jak szalone. Harry uśmiechnął się dyskretnie od ucha do ucha i wysunął
ramiona w jej kierunku. Bez chwili zawahania wtuliła się w jego
ciało a dłonią przytrzymywała tył jego głowy, w sposób jakby bała
się, że zaraz zniknie i zostawi ją samą.
– Ciii, spokojnie Hermiono. – starał mówić się szeptem – Nie możemy wzbudzać uwagi innych.
– Harry, tak bardzo się bałam, że cię już nie zobaczę… i Rona i Ginny i rodziców…– bełkotała kiwając się na boki. Obawiała się, że w każdej chwili przybędzie Nott i zabierze ją do pałacu.
– Trzymaj moją dłoń. Będziemy musieli wyjść ze sklepu i udać się do punktu, gdzie będziemy mogli się teleportować. Staraj się iść tak, by nie okazywać strachu czy nie pokoju. Dasz rade?
Kiwnęła głową i splotła swoje palce z palcami Harrego. Szli po kostce brukowej szybkim chodem, starając się nie przykuwać uwagi. Ludzie co jakiś czas zerkali w ich stronę, szeptając coś między sobą. Widok Pani Nott trzymającej za rękę Wybrańca był dość dziwny dla okolicznych mieszkańców, którzy w czasach niepokoju i ciągłego strachu lubili plotkować. Gdy przeszli wzdłuż pewnej restauracji, zauważyła za szybą, siedzących przy stoliku doradców Nott’a. Spuściła głowę i otuliła się szczelnej drogim, kaszmirowym szalikiem, lecz kątem oka dostrzegła, że wstali z krzeseł i zmierzają w ich kierunku. Zacisnęła swoją dłoń mocniej i zaczęli biec. Powoli brakowało im tchu, lecz gdy usłyszeli rzucane w ich kierunku zaklęcia, Harry odpowiedział tym samym. Udało mu się sparaliżować dwóch mężczyzn, więc mogli uciekać dalej, lecz nagle poczuli, że nie mogą poruszać nogami. Upadli z trzaskiem na twardy bruk a okulary chłopaka o mało się nie rozbiły. Skołowani zwrócili swój wzrok ku górze, gdzie stał w długim, drogim płaszczu Theodor Nott. Przykucnął tuż przed Hermioną i uderzył ją w twarz. Czuła jak krew napływa do jej lewego policzka. Chciała dotknąć czerwonego miejsca, by choć trochę zmniejszyć ból, lecz w skutek zaklęcia, nie mogła się poruszyć. Spojrzała w kierunku Harrego, którego oczy ciskały gromami w kierunku Nott’a. Chciała mu powiedzieć, żeby się uspokoił, że na pewno wydostaną się z tej pułapki, lecz nie mogła.
– To koniec Granger. I ty doskonale o tym wiesz. Tą próbą zabiłaś siebie i jego.
Przejechał palcem po jej bolącym policzku, powodując tym jeszcze większy ból. Wpatrywał się w jej oczy, szukając w nich żalu i litości, lecz nic takiego nie zauważył. Podirytowany tym faktem spojrzał na Harrego, którego żyłka na szyi niebezpiecznie pulsowała.
– Ciii, spokojnie Hermiono. – starał mówić się szeptem – Nie możemy wzbudzać uwagi innych.
– Harry, tak bardzo się bałam, że cię już nie zobaczę… i Rona i Ginny i rodziców…– bełkotała kiwając się na boki. Obawiała się, że w każdej chwili przybędzie Nott i zabierze ją do pałacu.
– Trzymaj moją dłoń. Będziemy musieli wyjść ze sklepu i udać się do punktu, gdzie będziemy mogli się teleportować. Staraj się iść tak, by nie okazywać strachu czy nie pokoju. Dasz rade?
Kiwnęła głową i splotła swoje palce z palcami Harrego. Szli po kostce brukowej szybkim chodem, starając się nie przykuwać uwagi. Ludzie co jakiś czas zerkali w ich stronę, szeptając coś między sobą. Widok Pani Nott trzymającej za rękę Wybrańca był dość dziwny dla okolicznych mieszkańców, którzy w czasach niepokoju i ciągłego strachu lubili plotkować. Gdy przeszli wzdłuż pewnej restauracji, zauważyła za szybą, siedzących przy stoliku doradców Nott’a. Spuściła głowę i otuliła się szczelnej drogim, kaszmirowym szalikiem, lecz kątem oka dostrzegła, że wstali z krzeseł i zmierzają w ich kierunku. Zacisnęła swoją dłoń mocniej i zaczęli biec. Powoli brakowało im tchu, lecz gdy usłyszeli rzucane w ich kierunku zaklęcia, Harry odpowiedział tym samym. Udało mu się sparaliżować dwóch mężczyzn, więc mogli uciekać dalej, lecz nagle poczuli, że nie mogą poruszać nogami. Upadli z trzaskiem na twardy bruk a okulary chłopaka o mało się nie rozbiły. Skołowani zwrócili swój wzrok ku górze, gdzie stał w długim, drogim płaszczu Theodor Nott. Przykucnął tuż przed Hermioną i uderzył ją w twarz. Czuła jak krew napływa do jej lewego policzka. Chciała dotknąć czerwonego miejsca, by choć trochę zmniejszyć ból, lecz w skutek zaklęcia, nie mogła się poruszyć. Spojrzała w kierunku Harrego, którego oczy ciskały gromami w kierunku Nott’a. Chciała mu powiedzieć, żeby się uspokoił, że na pewno wydostaną się z tej pułapki, lecz nie mogła.
– To koniec Granger. I ty doskonale o tym wiesz. Tą próbą zabiłaś siebie i jego.
Przejechał palcem po jej bolącym policzku, powodując tym jeszcze większy ból. Wpatrywał się w jej oczy, szukając w nich żalu i litości, lecz nic takiego nie zauważył. Podirytowany tym faktem spojrzał na Harrego, którego żyłka na szyi niebezpiecznie pulsowała.
– Proszę, proszę Potter. Chciałeś wyciągnąć
swoją przyjaciółeczkę z opałów, lecz gdyby nie ty, oboje byście przeżyli.
Myślisz, że jeślibyś ją stąd zabrał to miałaby lepiej? Prawda jest taka, że
gdyby dowiedziała się prawdy jaką przed nią skrywacie, to wolałaby się sama
zabić. – oświadczył wyniośle poczym kopnął w żebra Pottera tak mocno,
że miał problem z nabraniem powietrza. – Jesteście niczym.
Widząc ból w oczach chłopaka zamachnął się
jeszcze raz, lecz gdy jego but prawie dotknął ciała Harrego, Theodor upadł.
Na jego ciele pojawiły się głębokie rany z których wylewała sie bordowa
krew. Krzyczał z bólu, lecz zasłużył na to. Po chwili usłyszeli
z daleka krzyki a potem ujrzeli biegnącego w ich kierunku
Rona.
– W porządku? Jesteście cali?
– Chyba tak – odpowiedzieli oboje równocześnie, automatycznie sprawdzając czy mogą ruszać kończynami.
– Chwyćcie mnie za ręce i chodźmy z tego bagna.
– W porządku? Jesteście cali?
– Chyba tak – odpowiedzieli oboje równocześnie, automatycznie sprawdzając czy mogą ruszać kończynami.
– Chwyćcie mnie za ręce i chodźmy z tego bagna.
♦♥♦♥♦
– Hermiono wiem, że to dla ciebie trudne, ale
musisz już dzisiaj opowiedzieć nam co wydarzyło się podczas twojego pobytu
u Theodora Nott’a. – powiedział Lupin opierając się o kredens
wypełniony najróżniejszymi filiżankami Pani Weasley. Siedziała
w jadalni głównej Zakonu a po obu jej stronach znajdowali się
Ron i Harry. Po wielu długich miesiącach, wreszcie czuła się jak
w domu. Bezpieczna, z osobami które lubi, w miejscu gdzie
doskonale zna każdy zakamarek. Trzymała w dłoniach kubek z ciepłą
herbatą a w myślach starała przypomnieć sobie jak najwięcej
z ostatnich przeżyć. Przyjaciele otoczyli ją ramieniem co dało jej
nieco otuchy.
– Na początku roku w Hogwardzie omówiłam się z Draco, że będę u niego na trzy miesiące. Przez wiele okoliczności ten czas się przedłużał. Nic szczególnego się nie działo – zarumieniła się delikatnie, gdy przez jej umysł przeleciały wspomnienia – Przez cały czas w Malfoy Manor pojawiał się Nott. Ostatecznie prawie zabił Malfoy’a a mnie wziął do swojego pałacu. Początkowo traktował mnie chłodno, ale stwierdziłam, że będę udawać zainteresowanie, by zdobyć jego zaufanie. Prosiłam go o swobodę, ale zbyt bardzo był przerażony, by mi ją dać. Zaoferował małżeństwo – nienaturalnie głośno przełknęła ślinę – I tak zostałam Panią Nott.
– Właściwie to nie – usłyszała znajomy głos. Ujrzała go. W drzwiach opierającego się na lasce. Miał poczochrane włosy, które opadały mu na oczy. Jego bose stopy wydawały się marznąć na zimnej podłodze Zakonu, ale nie zwracał na to uwagi. – Nazywasz się Granger a nie Nott, ponieważ pastor, który udzielał ślubu nie był pastorem, lecz jednym z członków Gwardii Dumbledore’a. Więc takim trafem na szczęście bądź nieszczęście, wciąż jesteś tylko zwykłą gryfonką.
–Nie taką zwykłą – wtrącił Ron – Wyrolowała ponad dziesięciu śmierciożeróców. Nikomu z nas to się nie udało.
– Ponadto wytrzymała z dumą kilkumiesięczne więzienie przez niezrównoważonego psychopatę – z dumą rzekł Harry, położywszy swoją dłoń na plecach przyjaciółki.
– I sprawiła, że największy dupek świata odnalazł choć krztę uczuć. Dzięki Granger. A teraz Potter weź rękę z ciała mojej dziewczyny.
– Na początku roku w Hogwardzie omówiłam się z Draco, że będę u niego na trzy miesiące. Przez wiele okoliczności ten czas się przedłużał. Nic szczególnego się nie działo – zarumieniła się delikatnie, gdy przez jej umysł przeleciały wspomnienia – Przez cały czas w Malfoy Manor pojawiał się Nott. Ostatecznie prawie zabił Malfoy’a a mnie wziął do swojego pałacu. Początkowo traktował mnie chłodno, ale stwierdziłam, że będę udawać zainteresowanie, by zdobyć jego zaufanie. Prosiłam go o swobodę, ale zbyt bardzo był przerażony, by mi ją dać. Zaoferował małżeństwo – nienaturalnie głośno przełknęła ślinę – I tak zostałam Panią Nott.
– Właściwie to nie – usłyszała znajomy głos. Ujrzała go. W drzwiach opierającego się na lasce. Miał poczochrane włosy, które opadały mu na oczy. Jego bose stopy wydawały się marznąć na zimnej podłodze Zakonu, ale nie zwracał na to uwagi. – Nazywasz się Granger a nie Nott, ponieważ pastor, który udzielał ślubu nie był pastorem, lecz jednym z członków Gwardii Dumbledore’a. Więc takim trafem na szczęście bądź nieszczęście, wciąż jesteś tylko zwykłą gryfonką.
–Nie taką zwykłą – wtrącił Ron – Wyrolowała ponad dziesięciu śmierciożeróców. Nikomu z nas to się nie udało.
– Ponadto wytrzymała z dumą kilkumiesięczne więzienie przez niezrównoważonego psychopatę – z dumą rzekł Harry, położywszy swoją dłoń na plecach przyjaciółki.
– I sprawiła, że największy dupek świata odnalazł choć krztę uczuć. Dzięki Granger. A teraz Potter weź rękę z ciała mojej dziewczyny.
„Mojej dziewczyny”. Nie wiedziała kto jest w większym szoku. Ona czy reszta siedzących obok. Harry ze speszoną miną wziął rękę i położył ją na swoim kolanie. Lupin oraz Pani Molly dyskretnie wymienili spojrzenia, jakby od dawna wiedzieli, że coś się wydarzyło. Ron prychnął coś pod nosem i szepnął Wybrańcowi na ucho. Draco mimo laski, bezszelestnie podszedł do Złotego Trio i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Przyjęła ją i szła za nim ciemnym korytarzem tuż do pokoju na piętrze. Znała to pomieszczenie. Kilka lat temu nocowała tu zanim rozpoczęła trzeci rok. Gdy otworzył drzwi, przepuścił ją. Panował mrok. Zasłony były zasłonięte a na starych meblach osadzony był kurz. Usiadł na łóżku a laskę postawił tuż obok.
– Czemu nazwałeś mnie swoją dziewczyną? – wydusiła
obracając twarz w jego stronę. On natomiast delikatnie opuszkami
palców przebiegł po skórze jej ramienia, wyczuwając jak bardzo jest niespokojna.
– Nie wiem jak powinien się czuć człowiek, który kogoś kocha, ale jeśli miłość oznacza, że człowiek myśli o drugiej osobie w każdej sekundzie dnia; jeśli oznacza, że cały twój nastrój poprawia się, gdy ta osoba jest w pobliżu; jeśli oznacza, że zrobiłbyś dla tej osoby absolutnie wszystko… to jestem w tobie bezgranicznie zakochany.
– Byłam pewna, że gdy dowiesz się o mnie i o Nott’cie znienawidzisz mnie lub będziesz chciał o mnie zapomnieć – Skarbie – przerwał jej – Jesteś największą z moim blizn. Żadne zaklęcie nie byłoby w stanie sprawić, bym mógł o tobie zapomnieć.
– Ale…
– Nie widziałem cie ponad trzy miesiące. Umierałem wewnętrznie i zewnętrznie. Chodziłem, pociłem się, płonąłem ze strachu. Nott postarał się, by gazeta z relacją ze ślubu dotarła na mój stolik, ale wciąż miałem cholerną nadzieję, bo dobrze cie znałem. Oboje jesteśmy tylko złamanymi dziećmi, dla których niektóre słowa mają szczególną wartość. I mimo, że nigdy wprost nie powiedzieliśmy o swoich uczuciach, to wiedziałem, że mam dla kogo czekać. Bo dałaś mi coś,czego nigdy nie miałem. Dałaś mi poczucie domu.
– Draco… – usiadła tuż koło niego – Moja mama kiedyś mówiła, że osoba, która ryzykuje swoje życie na rzecz cudzego to anioł stróż. Ty jesteś moim aniołem stróżem, którego chcę mieć na zawsze przy sobie.
– Nie wiem jak powinien się czuć człowiek, który kogoś kocha, ale jeśli miłość oznacza, że człowiek myśli o drugiej osobie w każdej sekundzie dnia; jeśli oznacza, że cały twój nastrój poprawia się, gdy ta osoba jest w pobliżu; jeśli oznacza, że zrobiłbyś dla tej osoby absolutnie wszystko… to jestem w tobie bezgranicznie zakochany.
– Byłam pewna, że gdy dowiesz się o mnie i o Nott’cie znienawidzisz mnie lub będziesz chciał o mnie zapomnieć – Skarbie – przerwał jej – Jesteś największą z moim blizn. Żadne zaklęcie nie byłoby w stanie sprawić, bym mógł o tobie zapomnieć.
– Ale…
– Nie widziałem cie ponad trzy miesiące. Umierałem wewnętrznie i zewnętrznie. Chodziłem, pociłem się, płonąłem ze strachu. Nott postarał się, by gazeta z relacją ze ślubu dotarła na mój stolik, ale wciąż miałem cholerną nadzieję, bo dobrze cie znałem. Oboje jesteśmy tylko złamanymi dziećmi, dla których niektóre słowa mają szczególną wartość. I mimo, że nigdy wprost nie powiedzieliśmy o swoich uczuciach, to wiedziałem, że mam dla kogo czekać. Bo dałaś mi coś,czego nigdy nie miałem. Dałaś mi poczucie domu.
– Draco… – usiadła tuż koło niego – Moja mama kiedyś mówiła, że osoba, która ryzykuje swoje życie na rzecz cudzego to anioł stróż. Ty jesteś moim aniołem stróżem, którego chcę mieć na zawsze przy sobie.
Spojrzeli w swoje oczy i dostrzegli
bezbronność. Od kilkunastu miesięcy w ich sercach gościła śmierć.
Byli nastawieni, by przetrwać. Ta chwila wydawała się być nieskończona.
Jakby wszystkie troski świata przestały się liczyć. Jakby wojny nigdy nie
było. Położył ciepłą dłoń na jej szyi i napierającymi pocałunkami
przewrócił ich ciała.
– Czy Nott dotykał cie w ten sposób? –
wyszeptał w sposób, jakby zadanie tego pytania sprawiało mu ból.
– Nie, nie pozwoliłam – odpowiedziała natychmiast, przeczesując chudymi palcami jego platynowe włosy. Liczne rany na ich ciałach, co jakiś czas ocierane, powodowały ból, na który starali się nie zwracać uwagi. Oboje cierpiący i złaknieni miłości jakiej byli pozbawieni przez los.
– Nie, nie pozwoliłam – odpowiedziała natychmiast, przeczesując chudymi palcami jego platynowe włosy. Liczne rany na ich ciałach, co jakiś czas ocierane, powodowały ból, na który starali się nie zwracać uwagi. Oboje cierpiący i złaknieni miłości jakiej byli pozbawieni przez los.
♦♥♦♥♦
W Zakonie panował spokojny nastrój.
Rutyna w jaką popadli wszyscy członkowie, najwyraźniej nikomu nie przeszkadzała.
Codziennie rano Pani Molly wraz z Panią Brown były odpowiedzialne za
przygotowanie śniadania dla ponad dwudziestki czarodziei a młodsi
przedstawiciele stowarzyszenia byli zobowiązywani do posprzątania po
posiłku. Dzisiaj jednak atmosfera przy śniadaniu była nieco inna. Na twarzy
każdego pojawiały się krzywe, figlarne uśmiechy, gdy wspominano
o wczorajszej udanej misji Harrego i Rona, by odbić Hermionę.
Emocje były jeszcze większe, gdy dwójka byłych zakładników Nott’a nie pojawiła
się tego ranka na śniadaniu, co bardzo podirytowało Panią Weasley, która
od każdego wymagała bezwzględnej obecności przy posiłku.
– Harry, kochanieńki – powiedziała rozdrażniona
Molly – Mógłbyś pójść po parę śpiochów na górę? Jest stan wojenny
i szkoda, by było gdyby zmarnowała się porcja jedzenia.
Harry od razu odsunął krzesło i udał się na górę. Cieszył się, że wreszcie uratowali Hermionę z rąk psychopaty. Bał się o nią przez cały czas, ale Pan Weasley wraz z Lupinem czekali na odpowiedni moment, by móc ją odbić. Gdy dowiedział się, że Nott postanowił posunąć się krok dalej i ożenić się z nią, zwątpił. Byli przestraszeni, że tym razem to Theodor rozdawał karty. Był dumny z siebie i Rona, że odwalili kawał dobrej roboty, jednak wiedział, że gdyby nie Malfoy, nigdy by się to nie udało. To on opracował cały plan, dokładnie przedstawił mapę okolicy i skontaktował się ze swoimi zaufanymi ludźmi. Jednak Draco nie mógł fizycznie uczestniczyć w akcji, ponieważ kulał. Gdy odbili go z rąk ludzi Nott’a, umierał. Nawet Snape stracił nadzieję, że chłopak o szarych oczach, może przeżyć. Jednak coś musiało go silnie trzymać na ziemi, że wydarzył się cud, a jego płuca znów napełniły się powietrzem.
Harry otworzył drzwi do pokoju i pierwsze co zauważył to zasłonięte zasłony, które nie przepuszczały ani jednego promyku słońca. Wszedł głębiej do pokoju i od razu cofnął się ku wyjściu. Nadzy, okryci jedynie prowizorycznym kocem, leżeli przytuleni a ich twarze wydawały się niesamowicie beztroskie jak na to, co spotkało ich przez ostatnie miesiące. Wybraniec wyszedł i zamknął drzwi najciszej jak umiał. Poszedł do jadalni, gdzie reszta jedzących patrzyła się na niego z wyczekiwaniem.
– Myślę, że na razie nie mają ochoty na owsiankę.
♦♥♦♥♦
Minęły dwa tygodnie pobytu w Zakonie. Jej
obecność nie była tak interesująca jak jej przyjaciół, którzy codziennie
szli na akcję zwalczającą śmierciożerców. Nie narzekała jednak, ponieważ
co chwile dostała różne papierkowe zadania, które pozwalały spełniać się
jej umysłowi. Tego popołudnia siedziała w swoim małym, zagraconym biurze,
gdy nagle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Nikt nie odważyłby się wejść
podczas jej pracy oprócz Rona. Draco był zajęty swoimi obowiązkami, a Harry
czekał ze spotkaniem do godziny, kiedy skończy swoje zajęcie. Tylko
Ron był w stanie bez powodu przyjść do niej i opowiadać
o najróżniejszych rzeczach na jakie wpadł. Odstawiła trzymany przez
siebie kubek na biurko, gdy zobaczyła, że do gabinetu wchodzi Draco
z Lupinem. Obawiała się, że mogła źle obliczyć rachunki, przez co Zakon
stracił kilka galeonów, jednak ich miny wskazywały, że to coś poważniejszego.
– Przeszkadzamy? – zapytał Lupin, rozglądając się po jej zakurzonym pokoiku. Zrobił krok naprzód i po strzepnięciu kurzu ze skórzanej pufy, usiadł, wpatrując się poważnie w Gryfonkę.
– Tak – przyznał za nią Draco – Ale mamy dość ważne wieści.
Wyprostowała się i spojrzała na nich parę razy. Ostatnio gazety przestały donosić o wojnie a w radiu komunikaty o śmierci puszczano dwa razy dziennie zamiast dziesięciu.
– Przeszkadzamy? – zapytał Lupin, rozglądając się po jej zakurzonym pokoiku. Zrobił krok naprzód i po strzepnięciu kurzu ze skórzanej pufy, usiadł, wpatrując się poważnie w Gryfonkę.
– Tak – przyznał za nią Draco – Ale mamy dość ważne wieści.
Wyprostowała się i spojrzała na nich parę razy. Ostatnio gazety przestały donosić o wojnie a w radiu komunikaty o śmierci puszczano dwa razy dziennie zamiast dziesięciu.
– Chodzi nam o Nott’a…
– Będzie szukał zemsty, to logiczne – odpowiedziała prawie natychmiast, nie pozwalając Remusowi dokończyć.
– Właśnie nie. Gdy Ty, Harry i Ron teleportowaliście się do Zakonu, nieprzytomny Nott i jego słudzy tam zostali. Od razu przybyła tam Tonks z Mood’ym i rzucili na nich Imperiusa. Zmienili im wspomnienia. Nott myśli, że nadal jesteście razem a ciebie porwaliśmy jako zakładnika. Chcemy to wykorzystać, by zdobyć od niego niektóre informację.
– Co będę musiała zrobić?
– Spotkać się z nim. Będziecie rozmawiać w jednym z pokoi a my będziemy od razu za ścianą. Namówisz go, żeby się przełamał i podzielił informacjami jakie posiada. Potem my potraktujemy go jako naszego zakładnika.
– Zgodzisz się na to? – zapytała, spoglądając na blondyna.
–To może być nasze jedyne wyjście.
– Będzie szukał zemsty, to logiczne – odpowiedziała prawie natychmiast, nie pozwalając Remusowi dokończyć.
– Właśnie nie. Gdy Ty, Harry i Ron teleportowaliście się do Zakonu, nieprzytomny Nott i jego słudzy tam zostali. Od razu przybyła tam Tonks z Mood’ym i rzucili na nich Imperiusa. Zmienili im wspomnienia. Nott myśli, że nadal jesteście razem a ciebie porwaliśmy jako zakładnika. Chcemy to wykorzystać, by zdobyć od niego niektóre informację.
– Co będę musiała zrobić?
– Spotkać się z nim. Będziecie rozmawiać w jednym z pokoi a my będziemy od razu za ścianą. Namówisz go, żeby się przełamał i podzielił informacjami jakie posiada. Potem my potraktujemy go jako naszego zakładnika.
– Zgodzisz się na to? – zapytała, spoglądając na blondyna.
–To może być nasze jedyne wyjście.
Jej ciało wyrażało tego dnia miliony emocji.
Stres obezwładnił jej umysł, lecz było coś jeszcze. Nutka podekscytowania.
Nie bała się, że może jej coś zrobić. Teraz ona rozdaje karty. Wreszcie
sprawi, że jej były oprawca poczuje sie tak jak ona czuła się przez kilka
miesięcy. Zda sobie sprawę jak to jest być na łasce i niełasce wroga.
Kiedy wybiła godzina trzynasta usiadła
w rogu, najmniejszego pokoju jaki jest w Zakonie. Dzięki zaklęciom
jej włosy wyglądały na potargane, oczy miały odcień krwistoczerwony
a ciało wyglądało na wychudzone. Czekała około piętnastu minut, aż
nagle do pokoju wszedł Nott. Jak zawsze nienagannie ubrany, w drogich
butach i zawiązanym ma szyi kaszmirowym szalu. Zauważając ją
w kącie, od razu podbiegł i ukucnął.
– Hej, hej kochanie – podniósł jej podbródek – Coś cię boli? Krwawisz?
– Wszystko w porządku – wyszlochała. – Proszę cię Theodorze, zabierz mnie stąd.
– Oczywiście, że zabiorę cię z tego zawszonego miejsca, nie przejmuj się. Zanim zajdzie słońce znów będziemy w domu.
– Ale wiesz, że będziesz musiał odpowiadać im na pytanie, prawda? Zrozumiem, jeśli to za dużo.
– Składaliśmy sobie przysięgę na ślubie. Powiem im wszystko, jeśli cię wypuszczą – pocałował jej czoło. – Spokojnie Hermiono.
– Hej, hej kochanie – podniósł jej podbródek – Coś cię boli? Krwawisz?
– Wszystko w porządku – wyszlochała. – Proszę cię Theodorze, zabierz mnie stąd.
– Oczywiście, że zabiorę cię z tego zawszonego miejsca, nie przejmuj się. Zanim zajdzie słońce znów będziemy w domu.
– Ale wiesz, że będziesz musiał odpowiadać im na pytanie, prawda? Zrozumiem, jeśli to za dużo.
– Składaliśmy sobie przysięgę na ślubie. Powiem im wszystko, jeśli cię wypuszczą – pocałował jej czoło. – Spokojnie Hermiono.
Starała się nie skrzywić na jego czułe gesty i
słowa. Cieszyła się jednak, że plan wypalił. Po chwili przyszedł jeden
z członków Zakonu i w sztucznie brutalny sposób wyprowadził
ją na korytarz, na którym czekali Lupin z Draconem. Remus podniósł
tylko kciuk w górę, natomiast blondyn nawet na nią nie spojrzał. Jego
twarz wyraża tyle emocji ile kamień. Po chwili, gdy Nott został sam
w pokoju, wszedł do niego Lupin. Przez ściany słyszeli jak były Huncwot
zadaje mu pytania dotyczące Czarnego Pana lub ich tajnego stowarzyszenia.
Po dwudziestu minutach wyszedł, lecz nieoczekiwanie do pomieszczenia,
w którym przebywał uwięziony zaklęciem Nott, wszedł Draco.
– Jeszcze raz choćby dotkniesz jej lub skrzywdzisz,
a nie będę potrzebował magii, by powyrywać ci kończyny – wycedził tuż
przed twarzą Theodora poczym uderzył go mocno pięścią w twarz.
♦♥♦♥♦
Wieczorem całe stowarzyszenie liczące niewiele
ponad trzydzieści osób, siedziało w salonie przy kominku. Lupin
z dumną miną przyglądał się papierom jakie tego dnia sporządziła
Hermiona natomiast Harry i Ron zapoznawali się z planem na
jutrzejszy dzień. Siedziała oparta o Draco i co jakiś czas popijała
herbatę, gdy nagle Pan Weasley spojrzał powyżej trzymanej gazety
i rzekł nieco podenerwowany;
– Obawiam się, że będziecie musieli wrócić do
Malfoy Manor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz