czwartek, 4 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 21

Witaj po bardzo długiej przerwie. Prawdopodobnie dzisiaj mija druga rocznica od założenia bloga. Dziękuję wszystkim, którzy nadal go czytają lub wracają. Z tej okazji publikuję cztery, długie rozdziały. Do końca sierpnia planuję dodać jeszcze 2 + sprawdzić wszystkie poprzednie i dodać na wattpada, bo zdaję sobie sprawę, że czyta się tam łatwiej.  Niektóre wyrazy są z myślnikami i niestety nie wiedziałam jak to naprawić.  Spróbuję coś z tym zrobić, gdy wrócę z wakacji. Jedynie mam nadzieje, że uniemożliwi to czytania. 
Bez przedłużania - zapraszam do czytania:)


♦♥♦♥♦

Jej serce zatrzy­mało się, by chwilę potem bić jak sza­lone. Harry uśmiech­nął się dyskretnie od ucha do ucha i wysu­nął ramiona w jej kie­runku. Bez chwili zawa­ha­nia wtu­liła się w jego ciało a dło­nią przy­trzy­my­wała tył jego głowy, w spo­sób jakby bała się, że zaraz znik­nie i zostawi ją samą. 
– Ciii, spo­koj­nie Her­miono. – sta­rał mówić się szep­tem – Nie możemy wzbu­dzać uwagi innych. 
– Harry, tak bar­dzo się bałam, że cię już nie zoba­czę… i Rona i Ginny i rodzi­ców…– bełkotała kiwa­jąc się na boki. Oba­wiała się, że w każ­dej chwili przy­bę­dzie Nott i zabie­rze ją do pałacu.
– Trzy­maj moją dłoń. Będziemy musieli wyjść ze sklepu i udać się do punktu, gdzie będziemy mogli się tele­por­to­wać. Sta­raj się iść tak, by nie oka­zy­wać stra­chu czy nie pokoju. Dasz rade?
Kiw­nęła głową i splo­tła swoje palce z pal­cami Har­rego. Szli po kostce bru­ko­wej szyb­kim cho­dem, sta­ra­jąc się nie przy­ku­wać uwagi. Ludzie co jakiś czas zer­kali w ich stronę, szep­ta­jąc coś mię­dzy sobą. Widok Pani Nott trzy­ma­ją­cej za rękę Wybrańca był dość dziwny dla okolicz­nych miesz­kań­ców, któ­rzy w cza­sach nie­po­koju i cią­głego stra­chu lubili plot­ko­wać. Gdy prze­szli wzdłuż pew­nej restau­ra­cji, zauwa­żyła za szybą, sie­dzą­cych przy sto­liku dorad­ców Nott’a. Spu­ściła głowę i otu­liła się szczel­nej dro­gim, kasz­mi­ro­wym sza­li­kiem, lecz kątem oka dostrze­gła, że wstali z krze­seł i zmie­rzają w ich kie­runku. Zaci­snęła swoją dłoń moc­niej i zaczęli biec. Powoli bra­ko­wało im tchu, lecz gdy usły­szeli rzu­cane w ich kie­runku zaklę­cia, Harry odpowiedział tym samym. Udało mu się spa­ra­li­żo­wać dwóch męż­czyzn, więc mogli ucie­kać dalej, lecz nagle poczuli, że nie mogą poru­szać nogami. Upa­dli z trza­skiem na twardy bruk a oku­lary chło­paka o mało się nie roz­biły. Sko­ło­wani zwró­cili swój wzrok ku górze, gdzie stał w dłu­gim, dro­gim płasz­czu The­odor Nott. Przy­kuc­nął tuż przed Her­mioną i ude­rzył ją w twarz. Czuła jak krew napływa do jej lewego policzka. Chciała dotknąć czerwo­nego miej­sca, by choć tro­chę zmniej­szyć ból, lecz w sku­tek zaklę­cia, nie mogła się poru­szyć. Spoj­rzała w kie­runku Har­rego, któ­rego oczy ciskały gro­mami w kie­runku Nott’a. Chciała mu powie­dzieć, żeby się uspo­koił, że na pewno wydo­staną się z tej pułapki, lecz nie mogła.
– To koniec Gran­ger. I ty dosko­nale o tym wiesz. Tą próbą zabi­łaś sie­bie i jego.
Prze­je­chał pal­cem po jej bolą­cym policzku, powo­du­jąc tym jesz­cze więk­szy ból. Wpa­try­wał się w jej oczy, szu­ka­jąc w nich żalu i lito­ści, lecz nic takiego nie zauwa­żył. Podi­ry­to­wany tym fak­tem spoj­rzał na Har­rego, któ­rego żyłka na szyi nie­bez­piecz­nie pul­so­wała.
– Pro­szę, pro­szę Pot­ter. Chcia­łeś wycią­gnąć swoją przy­ja­ciółeczkę z opa­łów, lecz gdyby nie ty, oboje byście prze­żyli. Myślisz, że jeślibyś ją stąd zabrał to mia­łaby lepiej? Prawda jest taka, że gdyby dowie­działa się prawdy jaką przed nią skry­wa­cie, to wola­łaby się sama zabić. – oświad­czył wynio­śle poczym kop­nął w żebra Pottera tak mocno, że miał pro­blem z nabra­niem powie­trza. – Jeste­ście niczym.
Widząc ból w oczach chło­paka zamach­nął się jesz­cze raz, lecz gdy jego but pra­wie dotknął ciała Har­rego, The­odor upadł. Na jego ciele poja­wiły się głę­bo­kie rany z któ­rych wyle­wała sie bor­dowa krew. Krzy­czał z bólu, lecz zasłużył na to. Po chwili usły­szeli z daleka krzyki a potem ujrzeli bie­gną­cego w ich kie­runku Rona. 
– W porządku? Jeste­ście cali?
– Chyba tak – odpo­wie­dzieli oboje rów­no­cze­śnie, auto­ma­tycz­nie spraw­dza­jąc czy mogą ruszać koń­czy­nami. 
– Chwyćcie mnie za ręce i chodźmy z tego bagna.


♦♥♦♥♦

– Her­miono wiem, że to dla cie­bie trudne, ale musisz już dzi­siaj opowie­dzieć nam co wydarzyło się pod­czas two­jego pobytu u The­odora Nott’a. – powie­dział Lupin opie­ra­jąc się o kre­dens wypeł­niony naj­róż­niej­szymi fili­żan­kami Pani Weasley. Sie­działa w jadalni głów­nej Zakonu a po obu jej stro­nach znajdowali  się Ron i Harry. Po wielu dłu­gich mie­sią­cach, wresz­cie czuła się jak w domu. Bez­pieczna, z oso­bami które lubi, w miej­scu gdzie dosko­nale zna każdy zaka­ma­rek. Trzy­mała w dło­niach kubek z cie­płą her­batą a w myślach sta­rała przypo­mnieć sobie jak naj­wię­cej z ostat­nich prze­żyć. Przyjaciele oto­czyli ją ramie­niem co dało jej nieco otu­chy. 
– Na początku roku w Hogwar­dzie omó­wi­łam się z Draco, że będę u niego na trzy mie­siące. Przez wiele oko­licz­no­ści ten czas się prze­dłu­żał. Nic szcze­gól­nego się nie działo – zaru­mie­niła się deli­kat­nie, gdy przez jej umysł prze­le­ciały wspo­mnie­nia – Przez cały czas w Mal­foy Manor poja­wiał się Nott. Osta­tecz­nie pra­wie zabił Mal­foy’a a mnie wziął do swo­jego pałacu. Począt­kowo trak­to­wał mnie chłodno, ale stwier­dzi­łam, że będę uda­wać zainteresowanie, by zdo­być jego zaufa­nie. Pro­si­łam go o swo­bodę, ale zbyt bar­dzo był prze­ra­żony, by mi ją dać. Zaofe­ro­wał mał­żeń­stwo – nie­na­tu­ral­nie gło­śno przełknęła ślinę – I tak zosta­łam Panią Nott. 
– Wła­ści­wie to nie – usły­szała zna­jomy głos. Ujrzała go. W drzwiach opie­ra­jącego się na lasce. Miał poczo­ch­rane włosy, które opa­dały mu na oczy. Jego bose stopy wyda­wały się mar­z­nąć na zim­nej podło­dze Zakonu, ale nie zwra­cał na to uwagi. – Nazy­wasz się Gran­ger a nie Nott, ponie­waż pastor, który udzie­lał ślubu nie był pasto­rem, lecz jed­nym z człon­ków Gwar­dii Dum­ble­dore’a. Więc takim tra­fem na szczę­ście bądź nieszczę­ście, wciąż jesteś tylko zwy­kłą gry­fonką. 
–Nie taką zwy­kłą – wtrą­cił Ron – Wyro­lo­wała ponad dzie­się­ciu śmier­cio­że­ró­ców. Nikomu z nas to się nie udało. 
– Ponadto wytrzy­mała z dumą kil­ku­mie­sięczne wię­zie­nie przez nie­zrów­no­wa­żo­nego psychopatę – z dumą rzekł Harry, poło­żyw­szy swoją dłoń na ple­cach przyjaciółki. 
– I spra­wiła, że najwięk­szy dupek świata odna­lazł choć krztę uczuć. Dzięki Gran­ger. A teraz Pot­ter weź rękę z ciała mojej dziew­czyny.

„Mojej dziew­czyny”. Nie wie­działa kto jest w więk­szym szoku. Ona czy reszta sie­dzą­cych obok. Harry ze spe­szoną miną wziął rękę i poło­żył ją na swoim kola­nie. Lupin oraz Pani Molly dys­kret­nie wymie­nili spoj­rze­nia, jakby od dawna wie­dzieli, że coś się wyda­rzyło. Ron prych­nął coś pod nosem i szep­nął Wybrań­cowi na ucho. Draco mimo laski, bez­sze­lest­nie podszedł do Zło­tego Trio i wycią­gnął dłoń w jej kie­runku. Przy­jęła ją i szła za nim ciem­nym kory­ta­rzem tuż do pokoju na pię­trze. Znała to pomiesz­cze­nie. Kilka lat temu noco­wała tu zanim roz­po­częła trzeci rok. Gdy otwo­rzył drzwi, prze­pu­ścił ją. Pano­wał mrok. Zasłony były zasło­nięte a na sta­rych meblach osa­dzony był kurz. Usiadł na łóżku a laskę posta­wił tuż obok.
– Czemu nazwa­łeś mnie swoją dziew­czyną? – wy­du­siła obra­ca­jąc twarz w jego stronę. On nato­miast deli­kat­nie opusz­kami palców prze­biegł po skó­rze jej ramie­nia, wyczu­wa­jąc jak bar­dzo jest nie­spo­kojna. 
– Nie wiem jak powi­nien się czuć czło­wiek, który kogoś kocha, ale jeśli miłość ozna­cza, że czło­wiek myśli o dru­giej oso­bie w każ­dej sekun­dzie dnia; jeśli ozna­cza, że cały twój nastrój popra­wia się, gdy ta osoba jest w pobliżu; jeśli ozna­cza, że zro­bił­byś dla tej osoby abso­lut­nie wszyst­ko… to jestem w tobie bez­gra­nicz­nie zako­chany. 
– Byłam pewna, że gdy dowiesz się o mnie i o Nott’cie znie­na­wi­dzisz mnie lub będziesz chciał o mnie zapo­mnieć – Skar­bie – prze­rwał jej – Jesteś naj­więk­szą z moim blizn. Żadne zaklę­cie nie byłoby w sta­nie spra­wić, bym mógł o tobie zapo­mnieć. 
– Ale…
– Nie widzia­łem cie ponad trzy mie­siące. Umie­ra­łem wewnętrz­nie i zewnętrz­nie. Cho­dzi­łem, poci­łem się, pło­ną­łem ze stra­chu. Nott posta­rał się, by gazeta z rela­cją ze ślubu dotarła na mój sto­lik, ale wciąż mia­łem cho­lerną nadzieję, bo dobrze cie zna­łem. Oboje jeste­śmy tylko złama­nymi dziećmi, dla któ­rych nie­które słowa mają szcze­gólną war­tość. I mimo, że ni­gdy wprost nie powie­dzieliśmy o swo­ich uczu­ciach, to wie­dzia­łem, że mam dla kogo cze­kać. Bo dałaś mi coś,czego ni­gdy nie mia­łem. Dałaś mi poczu­cie domu. 
– Draco… – usia­dła tuż koło niego – Moja mama kie­dyś mówiła, że osoba, która ryzy­kuje swoje życie na rzecz cudzego to anioł stróż. Ty jesteś moim anio­łem stró­żem, któ­rego chcę mieć na zawsze przy sobie.
Spoj­rzeli w swoje oczy i dostrze­gli bez­bron­ność. Od kil­ku­na­stu mie­sięcy w ich ser­cach gościła śmierć. Byli nasta­wieni, by prze­trwać. Ta chwila wyda­wała się być nie­skoń­czona. Jakby wszyst­kie tro­ski świata prze­stały się liczyć. Jakby wojny ni­gdy nie było. Poło­żył cie­płą dłoń na jej szyi i napie­ra­ją­cymi poca­łun­kami prze­wró­cił ich ciała.
– Czy Nott doty­kał cie w ten spo­sób? – wyszep­tał w spo­sób, jakby zada­nie tego pyta­nia spra­wiało mu ból. 
– Nie, nie pozwo­li­łam – odpowie­działa natych­miast, prze­cze­su­jąc chu­dymi pal­cami jego pla­ty­nowe włosy. Liczne rany na ich cia­łach, co jakiś czas ocie­rane, powo­do­wały ból, na który sta­rali się nie zwra­cać uwagi. Oboje cier­piący i złak­nieni miło­ści jakiej byli pozba­wieni przez los.

♦♥♦♥♦

W Zako­nie pano­wał spo­kojny nastrój. Rutyna w jaką popa­dli wszy­scy człon­ko­wie, najwyraźniej nikomu nie prze­szka­dzała. Codzien­nie rano Pani Molly wraz z Panią Brown były odpo­wie­dzialne za przy­go­to­wa­nie śnia­da­nia dla ponad dwu­dziestki cza­ro­dziei a młodsi przedsta­wi­ciele sto­wa­rzy­sze­nia byli zobo­wią­zy­wani do posprzą­ta­nia po posiłku. Dzi­siaj jednak atmos­fera przy śnia­da­niu była nieco inna. Na twa­rzy każ­dego poja­wiały się krzywe, figlarne uśmie­chy, gdy wspo­mi­nano o wczo­raj­szej uda­nej misji Har­rego i Rona, by odbić Her­mionę. Emo­cje były jesz­cze więk­sze, gdy dwójka byłych zakład­ni­ków Nott’a nie poja­wiła się tego ranka na śnia­da­niu, co bar­dzo podi­ry­to­wało Panią Weasley, która od każ­dego wymagała bez­względ­nej obec­no­ści przy posiłku.
– Harry, kocha­nieńki – powie­działa roz­draż­niona Molly – Mógł­byś pójść po parę śpio­chów na górę? Jest stan wojenny i szkoda, by było gdyby zmar­no­wała się por­cja jedze­nia.

Harry od razu odsu­nął krze­sło i udał się na górę. Cie­szył się, że wresz­cie ura­to­wali Her­mionę z rąk psy­cho­paty. Bał się o nią przez cały czas, ale Pan Weasley wraz z Lupi­nem cze­kali na odpo­wiedni moment, by móc ją odbić. Gdy dowie­dział się, że Nott posta­no­wił posu­nąć się krok dalej i oże­nić się z nią, zwąt­pił. Byli przestraszeni, że tym razem to The­odor roz­da­wał karty. Był dumny z sie­bie i Rona, że odwa­lili kawał dobrej roboty, jed­nak wie­dział, że gdyby nie Mal­foy, ni­gdy by się to nie udało. To on opra­co­wał cały plan, dokład­nie przed­sta­wił mapę oko­licy i skon­tak­to­wał się ze swo­imi zaufa­nymi ludźmi. Jed­nak Draco nie mógł fizycz­nie uczest­ni­czyć w akcji, ponie­waż kulał. Gdy odbili go z rąk ludzi Nott’a, umie­rał. Nawet Snape stra­cił nadzieję, że chło­pak o sza­rych oczach, może prze­żyć. Jed­nak coś musiało go sil­nie trzy­mać na ziemi, że wyda­rzył się cud, a jego płuca znów napeł­niły się powie­trzem. 
Harry otwo­rzył drzwi do pokoju i pierw­sze co zauwa­żył to zasło­nięte zasłony, które nie przepusz­czały ani jed­nego pro­myku słońca. Wszedł głę­biej do pokoju i od razu cof­nął się ku wyj­ściu. Nadzy, okryci jedy­nie pro­wi­zo­rycz­nym kocem, leżeli przy­tu­leni a ich twa­rze wydawały się nie­sa­mo­wi­cie beztro­skie jak na to, co spo­tkało ich przez ostat­nie mie­siące. Wybra­niec wyszedł i zamknął drzwi naj­ci­szej jak umiał. Poszedł do jadalni, gdzie reszta jedzą­cych patrzyła się na niego z wycze­ki­wa­niem.
– Myślę, że na razie nie mają ochoty na owsiankę.
♦♥♦♥♦

Minęły dwa tygo­dnie pobytu w Zako­nie. Jej obec­ność nie była tak inte­re­su­jąca jak jej przyjaciół, któ­rzy codzien­nie szli na akcję zwalczającą śmier­cio­żer­ców. Nie narze­kała jed­nak, ponie­waż co chwile dostała różne papier­kowe zada­nia, które pozwa­lały speł­niać się jej umysłowi. Tego popo­łu­dnia sie­działa w swoim małym, zagra­co­nym biu­rze, gdy nagle usłyszała dźwięk otwie­ra­nych drzwi. Nikt nie odwa­żyłby się wejść pod­czas jej pracy oprócz Rona. Draco był zajęty swo­imi obo­wiąz­kami, a Harry czekał ze spo­tka­niem do godziny, kiedy skoń­czy swoje zaję­cie. Tylko Ron był w sta­nie bez powodu przyjść do niej i opo­wia­dać  o naj­róż­niej­szych rze­czach na jakie wpadł. Odsta­wiła trzy­many przez sie­bie kubek na biurko, gdy zoba­czyła, że do gabi­netu wcho­dzi Draco z Lupi­nem. Oba­wiała się, że mogła źle obliczyć rachunki, przez co Zakon stra­cił kilka gale­onów, jed­nak ich miny wska­zy­wały, że to coś poważ­niejszego. 
– Prze­szka­dzamy? – zapy­tał Lupin, roz­glą­da­jąc się po jej zaku­rzo­nym poko­iku. Zro­bił krok naprzód i po strzep­nię­ciu kurzu ze skó­rza­nej pufy, usiadł, wpa­tru­jąc się poważ­nie w Gryfonkę. 
– Tak – przy­znał za nią Draco – Ale mamy dość ważne wieści. 
Wypro­sto­wała się i spoj­rzała na nich parę razy. Ostat­nio gazety prze­stały dono­sić o woj­nie a w radiu komu­ni­katy o śmierci pusz­czano dwa razy dzien­nie zamiast dzie­się­ciu.
– Cho­dzi nam o Nott’a…
– Będzie szu­kał zemsty, to logiczne – odpowie­działa pra­wie natych­miast, nie pozwa­la­jąc Remu­sowi dokoń­czyć. 
– Wła­śnie nie. Gdy Ty, Harry i Ron tele­por­to­wa­li­ście się do Zakonu, nie­przy­tomny Nott i jego słu­dzy tam zostali. Od razu przy­była tam Tonks z Mood’ym i rzu­cili na nich Impe­riusa. Zmie­nili im wspo­mnie­nia. Nott myśli, że na­dal jeste­ście razem a cie­bie por­wa­li­śmy jako zakład­nika. Chcemy to wyko­rzy­stać, by zdo­być od niego nie­które infor­ma­cję. 
– Co będę musiała zro­bić?
– Spo­tkać się z nim. Będzie­cie roz­ma­wiać w jed­nym z pokoi a my będziemy od razu za ścianą. Namó­wisz go, żeby się prze­ła­mał i podzie­lił infor­ma­cjami jakie posiada. Potem my potrak­tu­jemy go jako naszego zakład­nika. 
– Zgo­dzisz się na to? – zapy­tała, spo­glą­da­jąc na blon­dyna. 
–To może być nasze jedyne wyj­ście.
Jej ciało wyra­żało tego dnia miliony emo­cji. Stres obez­wład­nił jej umysł, lecz było coś jeszcze. Nutka pod­eks­cy­to­wa­nia. Nie bała się, że może jej coś zro­bić. Teraz ona roz­daje karty. Wresz­cie sprawi, że jej były oprawca poczuje sie tak jak ona czuła się przez kilka miesięcy. Zda sobie sprawę jak to jest być na łasce i nie­ła­sce wroga. 


Kiedy wybiła godzina trzy­na­sta usia­dła w rogu, naj­mniej­szego pokoju jaki jest w Zako­nie. Dzięki zaklę­ciom jej włosy wyglą­dały na potar­gane, oczy miały odcień krwi­sto­czer­wony a ciało wyglą­dało na wychu­dzone. Cze­kała około pięt­na­stu minut, aż nagle do pokoju wszedł Nott. Jak zawsze nie­na­gan­nie ubrany, w dro­gich butach i zawią­za­nym ma szyi kaszmirowym sza­lu. Zau­wa­ża­jąc ją w kącie, od razu pod­biegł i ukuc­nął. 
– Hej, hej kocha­nie – podniósł jej pod­bró­dek – Coś cię boli? Krwa­wisz?
– Wszystko w porządku – wyszlo­chała. – Pro­szę cię The­odorze, zabierz mnie stąd. 
– Oczy­wi­ście, że zabiorę cię z tego zawszo­nego miej­sca, nie przej­muj się. Zanim zaj­dzie słońce znów będziemy w domu. 
– Ale wiesz, że będziesz musiał odpo­wia­dać im na pyta­nie, prawda? Zro­zu­miem, jeśli to za dużo. 
– Skła­da­li­śmy sobie przy­sięgę na ślu­bie. Powiem im wszystko, jeśli cię wypusz­czą – poca­ło­wał jej czoło. – Spo­koj­nie Her­miono.
Sta­rała się nie skrzy­wić na jego czułe gesty i słowa. Cie­szyła się jed­nak, że plan wypa­lił. Po chwili przy­szedł jeden z człon­ków Zakonu i w sztucz­nie bru­talny spo­sób wypro­wa­dził ją na kory­tarz, na któ­rym cze­kali Lupin z Dra­co­nem. Remus podniósł tylko kciuk w górę, natomiast blon­dyn nawet na nią nie spoj­rzał. Jego twarz wyraża tyle emo­cji ile kamień. Po chwili, gdy Nott został sam w pokoju, wszedł do niego Lupin. Przez ściany sły­szeli jak były Hun­cwot zadaje mu pyta­nia doty­czące Czar­nego Pana lub ich taj­nego sto­wa­rzy­sze­nia. Po dwu­dzie­stu minu­tach wyszedł, lecz nie­ocze­ki­wa­nie do pomiesz­cze­nia, w któ­rym prze­by­wał uwię­ziony zaklę­ciem Nott, wszedł Draco.
– Jesz­cze raz choćby dotkniesz jej lub skrzyw­dzisz, a nie będę potrze­bo­wał magii, by powyry­wać ci koń­czyny – wyce­dził tuż przed twa­rzą The­odora poczym ude­rzył go mocno pię­ścią w twarz.

♦♥♦♥♦

Wie­czo­rem całe sto­wa­rzy­sze­nie liczące nie­wiele ponad trzydzieści osób, sie­działo w salo­nie przy kominku. Lupin z dumną miną przy­glą­dał się papie­rom jakie tego dnia spo­rzą­dziła Hermiona nato­miast Harry i Ron zapo­zna­wali się z pla­nem na jutrzej­szy dzień. Sie­działa oparta o Draco i co jakiś czas popi­jała her­batę, gdy nagle Pan Weasley spoj­rzał powy­żej trzyma­nej gazety i rzekł nieco pode­ner­wo­wany;

– Oba­wiam się, że będzie­cie musieli wró­cić do Mal­foy Manor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz